sobota, 6 sierpnia 2016

Swanetia, dzień drugi - lodowiec Ushby.

Ushba - monumentalny i piękny szczyt, bardzo trudny do zdobycia. Zapragnelismy znaleźć się pod jego "stopami".

Na treking należy dojechać z Mestii wynajętym busem (koszt 100 lari w obydwie strony dla 6 osób). Dojeżdża się do osady... Na rozwidleniu dróg idzie się w przeciwnym kierunku do szczytu, zgodnie z dumnie brzmiącym znakiem "Grand Hotel Ushba". Pierwszy drogowskaz do lodowca straszy 6 godzinną trasą, po przejściu jakiegoś kilometra, kolejny znak informuje nas, że wędrówka może zająć jakieś 4 godziny. Ot, gruzińska logika;-) Faktycznie dojście do stóp lodowca zajęło nam około 4,5 h. Na początku idzie się rozległą doliną, wzdłuż głównego potoku. Ścieżkę co jakiś czas przecinają wypływające z niego mniejsze strumienie dlatego warto wziąć odpowiednie obuwie oraz zapasowe skarpetki. Dolina jest bogata w roślinność, wspinajac się ścieżką w górę szliśmy w pięknej, wysokiej łące z różnorodnymi kwiatami. W drugiej połowie trasy przekraczalismy potok w bardzo bystrym miejscu, był rwacy, a każdy niepewny ruch mógł się skończyć źle. Jeszcze trudniej było w drodze powrotnej gdy rzeka podniosła poziom. Posiłkowalismy się wówczas dodatkowymi kamieniami z brzegu.

Im wyżej tym teren robił się coraz bardziej surowy, aż doszliśmy do moreny czołowej, a następnie do samego czoła lodowca. Widok był niesamowity. Wysoki, majestatyczny lodowiec prezentował potęgę żywiołów, wzbudzał pokorę. Nie przeszkodziło to nam w zrobiebiu serii "fruwajacych" zdjęć na tle lodowca. Liczyliśmy również, że dogoniny Szymona, który jak nam się wydawało, poszedł znacznie szybciej przed nami. Szymona jednak nie było, zasięgu również. Nad Ushba zaczęły gromadzić się chmury i postanowiliśmy wracać. Schodzenie szczególnie stromą ścieżką nie należało do najprzyjemniejszych, mimo wszystko dosyć sprawie zeszliśmy w dół doliny. Blisko początku trasy zrobiliśmy sobie przerwę na obiad. Szymona spotkaliśmy dopiero przy końcu szlaku, niestety nie miał przyjemnego marszu ze względu na perturbacje żołądkowe - zdecydowanie odradzamy wodę z kranu w Mestii!

Na kierowcę przyszło nam czekać prawie godzinę. Na szczęście zaopatrzylismy się w piwo w pobliskim hotelu i w promieniach popołudniowego słońca podziwialismy Ushbe, która wyłoniła się zza chmur. Obserwowaliśmy również przemarsz stada krów z pastwiska. Generalnie z tymi krowami w Gruzji jest bardzo ciekawie. Można powiedzieć, że są to "święte krowy", pasa się samopas, gryzą trawę na poboczach, spacerują ulicach, urządzają sobie legowisko na srodku asfaltu, co niektóre zapuszczaja się nawet na autostradę. Krowy te znają swoje domy i wiedzą jak do nich wrócić, stąd krowa spacerująca o godzinie 23 przez środek Mestii nikogo nie dziwi. Ona na pewno wraca się właśnie do swojej stajni:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz