piątek, 28 lutego 2014

From Bangkok to Manila

Zaczelismy od ryzu na sniadanie:-) W oczekiwaniu na bus na lotnisko zjadlysmy kolejny ryz;-) Na lotnisku rowniez skonsumowalysmy ryz, tym razem z kurczakiem obawiajac sie, ze w samolocie nic nie dostaniemy. Tymczasem Philippine Airlines bardzo milo nas zaskoczyly oferujac pelny lunch... oczywiscie tez ryz i tez z kurczakiem;-)

Okolo 18 wyladowalysmy w Manili. Nie ukrywam, z pewnymi obawami wychodzilysmy z lotniska. Sympatyczna Kanadyjka mieszkajaca tu od dluzszego czasu pomogla nam wybrac odpowiednie taxi.... I tak oto zaczela sie nasza niemal dwugodzinna podroz do hotelu w Quezon City, Manila. Podrozy towarzyszyly niekonczace sie korki oraz widoki bardzo skrajne, od ogromnych, blyszczacych wiezowcow, poprzez straszne dzielnice biedy. Taksowka ostatecznie dowiozla nas do calkiem przyzwoitej czesci metropolii - Quezon City, troche przypominajacej nam amerykanskie przedmiescia, tyle ze jestesmy tu praktycznie jedynymi bialasami;-) Tune hotel w ktorym sie zatrzymalysmy jest chyba najlepsza miejscowka jaka nam sie trafila;-) Na burczacy brzuch z ratunkiem przyszla nam sasiednia knapa, w ktorej zjadlysmy oczywiscie ryz, zagadka brzmi z czym?:-)

czwartek, 27 lutego 2014

BKK - dzień drugi ...

I znów pełno jedzenia ...na sniadanie sticky rice with mango  ( dzięki Aga za przypomnienie o tym :-).
Na lunch truskawki, annas, mango i dziwne biale kuleczki - nazwa niezidentyfikowana :-)
Dotarlysmy wreszcie na obiad i  udało nam się zjeść tajska zupe thom yum z krewetkami i inne rzeczy również o niezidentyfikowanej nazwie jak warzywa smażone w panierce .
I wiemy, że dziś tłusty czwartek i...znalazlysmy tajskie paczki ! Niestety o zdjeciu przypomnialysmy sobie konsumujac ostatniego :-/
A teraz u nas 23.28, w Pl 17.28...jakos nam się nie chcę spać...czyżby nadal jet lag? Więc na zakupy i piwko udalysmy się  .... a żeby nie było tak alkoholowo Inka sprobowala soku z kokosa- smak okreslony zostal jako ...specyficzny.

Ps. Odkrylysmy bankgodzkie blonia, biegac się nie dało, ale cwiczenia core stability w naszym mini pokoju ( Inka miala jedną noge w łazience ) udało się zrobić :-)

Budda XXL

Czas zaczac city sightseeing. Wybralysmy sie ogladac zdobycze kulturty tajskiej. Zdobione, blyszczace palace, kaplice i inne obiekty Grand Palace, Budde o wielu obliczach, siedzacego, lezacego, szmaragdowego... a kazdy cos ma do zaoferowania to zdrowie, to milosc, to bogactwo.... wiec mysle ze wrocimy napewno odmienione:-)  Nastepnie przeprawilismy sie na druga strone poteznej rzeki aby wdrapac sie po naprawde stromych schodach swiatyni Wath Arum. Uwierzcie, ze po calym dniu chodzenia byl to nielada wyczyn;-) Dzis zegnamy sie z BKK i lecimy do Manili.

Ps. Tubylcy sa tu niezniszczalni. Zawsze maja cos do zaoferowania, cos do sprzedania i znaja droge nawet jesli nie wiedza gdzie idziesz;-) Raz wpadlysmy w pulapke dwoch tajwek i masy golebi... Tajki wrecz wcisnely nam do rak kukurydze z usmiechem tlumaczac ze to przynosi "good luck", tyle ze pozniej chcialy za to "money". Szybko zwialysmy;-)

środa, 26 lutego 2014

BKK - dzień pierwszy czyli co tu robić ....

W BKK jedzenie jest wszedzie, atakuje nas z kazdej strony , to pad -thai, to dragon fruits,a za rogiem banana pancake :-) Poprobowalysmy różnych rzeczy na Koh San Road omijajac jedynie skorpiony i inne tego typu owady... wystarczy, że jeden taki okaz spotkałam w hostelowym "lobby" ...
Jedynie piwo strasznie tu drogie 110 THB  to lekkie przegiecie ....normalnie warszawskie ceny ;-)
Po tak długiej podróży, jedzeniu i piciu chcialysmy odpocząć na thai massage , ale nadal nie jestem pewna czy chodzaca po nas Tajka wykrecajaca nam konczyny to był relaks jakiego potrzebowalysmy.
A teraz jak grzeczne dziewczynki o 21.30 kladziemy się spać ....

Tuc-tuc'iem po Bangkoku

Witamy w Tajlandii. Po kilku godzinach wiemy juz ze tu nic nie jest zgodne z planem;-) Taksowkarz z lotniska zabiera nas pod hostel ale wcale nie wie gdzie on jest i wysadza na innej ulicy. Poniewaz walizki ciaza postanawiamy skorzystac z przejazdzki tuc-tuc'iem, tyle ze jego kierowca tez nie wie gdzi nasza ulica, mimo to bardzo chce nas tam zabrac:-)  Na szczescie docieramy do celu!