poniedziałek, 28 września 2015

Ateny - podejście drugie

W drodze powrotnej do Aten zatrzymaliśmy się w sympatycznej nadmorskiej miejscowości Elefsina. Oprócz możliwości zwiedzania wielowiekowych wykopalisk, co nie jest niczym niezwykłym w Grecji ;-) można zjeść tam bardzo dobre i przystępne cenowo wrapy. Zdecydowanie polecamy restaurację Laos&Kalamaki. Samo Elefsina wydaje się sympatyczną lokalizacją na dłuższy pobyt. My niestety nie mielibyśmy czasu i po lunchu ruszyliśmy do Aten.

Zaraz po przylocie Ateny wydawały się bardzo ruchliwe, brudne i chaotyczne. Chyba zdążyłam się już do tego przyzwyczaić bo nie przeszkadzało mi to tak bardzo podczas powrotu do stolicy Grecji, nawet pomimo tego, że jazda samochodem po mieście wymaga tu nie lada uważnosci. Wygląda na to, że w każdym chaosie jest jednak pewien porządek;-)

Z myślą o naszym Leśniku zrobiliśmy również drugie podejście do zwiedzania Akropolu. Ze względu na bezpłatne bilety turystów było dwa albo i trzy razy więcej. Oglądaliśmy również dawny, grecki rynek Agore, na którym to starożytni kupowali, sprzedawali, a także podejmowali decyzje. Na tym również rynku św. Paweł przemawiał do Greków. Obok rynku usytuowana jest, świetnie zachowana, świątynia Hefajstosa. Po drugiej stronie Koryntu można zobaczyć pozostałości świątyni Zeusa.

Z każdej strony zabytek

Niedzielę postanowiliśmy spędzić na aktywnym zwiedzaniu. Jeszcze w Argos, żeby w pełni się obudzić wybraliśmy się do greckej knajpko-kawiarni, uczęszczanej przez lokalesów, którzy przy kawi i dymku, a czasem również kileliszeczku uzo, oglądali relację z wyścigów formuły. Aga wyjaśniła kelnerce jak się robi parzonke i wreszcie mogła napić się swojej ulubionej wersji kawy;-) My zamówiliśmy cappuccino, było chyba najgorsze jakie w Grecji piliśmy, ale atmosfera miejsca wynagradzala to :-)

Nad Argos góruje zamek, który chcieliśmy zobaczyć. Okazało się, że jest w remoncie. Jednak na tej samej górze były jeszcze dwa przepiękne monastyry. Pierwszy z nich miał zaryglowana bramę. Tym bardziej zaskoczyło nas, gdy po użyciu dzwonka, drzwi bramy otwarly się. Poczulismy się jak w filmie i niepewnym krokiem weszliśmy do środka. Nie było czego się bać. W oddali przywitała nas starsza, uśmiechnięta mniszka. Z dialogu polsko-grecko-angielskiego dowiedzieliśmy się, że w klasztorze mieszka około 10 sióstr. Jeszcze większą zagadką okazał się męski monastyr, w którym prawdopodobnie mieszkał jeden mnich.

niedziela, 27 września 2015

Starożytne Mykeny

Ze sparty obralismy kierunek na Argos, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. W okolicy tej, jak się okazało, malowniczej miejscowości planowaliśmy zwiedzić ruiny starożytnych Mykines (Mykeny). Po drodze, na trasie ze Sparty, mieliśmy jeszcze wielu Spartathlonistow, którym do mety pozostawało jakieś 15-25 km. Wśród nich dostrzeglismy Polaka, Łukasza Sagana, który wyglądał całkiem dobrze, więc jesteśmy przekonani, że aktualnie świętuje swój sukces :-)

Mykines oraz skarbiec Atreusza, zwany także grobowcem Agamemnona, przeniosły nas na chwilę w czasy mitów i zachwyciły pięknymi widokami, wśród których starożytni zbudowali to miasto.

W Argos pozytywnie zaskoczył nas hotel Mycenae, w którym za bardzo rozsądne pieniądze spędziliśmy noc w komfortowych warunkach. W porównaniu z naszą mysia norka z Aten był to prawdziwy luksus;-)

sobota, 26 września 2015

Żegnaj Sparto

Po godzinie 11 przestało padać. Pojawiło się też więcej kibiców, którzy wspaniale witali kolejnych biegaczy, wśród nich Andrzeja, który po ciężkich przygodach z żołądkiem na 170 kilometrze nie walczył już o czołowe miejsce, postanowił jednak na spokojnie dotrzeć do celu.

Spotkaliśmy też Polke, Ilone, na codzień mieszkająca właśnie w Sparcie. Kibicowala Andrzejowi, którego poznała rok temu. Sympatyczna Ilona zaprowadziła nas do muzeum oliwek, gdzie zobaczyliśmy jak dawniej tłoczno olej. Bardzo sympatyczne miejsce, warte odwiedzenia!

Sparta - po 245 kilometrze

Jak wygląda człowiek po 245 kilometrach? Na pewno ma jeszcze siłę, żeby przyjąć gratuluje, wieniec na głowę i pozować do zdjęć.

Pogoda w drugiej połowie biegu nie dopisuje. W nocy zaczęło padać i grzmiec. Brzmi to nieciekawie szczególnie, że przed biegaczami były góry i morderczy podbieg. Aktualnie siedzimy przy mecie i czekamy na biegaczy. Pierwsza trójka przybiegła jak jeszcze smacznie spaliśmy. Chwilę temu azjatycki biegacz zamkną pierwszą dziesiątkę wbiegajac na metę w strugach deszczu. Wśród tych 10 zwycięzców są dwie kobiety! Wielkie brawa dla Pań!

piątek, 25 września 2015

Ruszyli!

Przed 7:00 pod Akrolopem zgromadziło się około 500 szaleńców wraz ze swoimi supporterami. Poza naszym Jarkiem spotkaliśmy polkich biegaczy, między innymi jednego z faworytów Andrzeja Radzikowskiego, który rok temu uplasował się na 3 pozycji, a także Zbigniewa Malinowskiego, Lukasza Sagana i Piotra Kurylo. Kilka pamiątkowych zdjęć i o równej 7:00 ruszyli! Przed nimi 245 ciężkich kilometrów.

My tymczasem pobieglysmy wypożyczyć samochód i ruszylysmy w pogoni za Jarkiem. Czekalysmy na naszego Leśnika na 40 kilometrze biegu w miejscowości Megara. Tam też kibicowalysmy pozostałym Polakom, ktorym bardzo dobrze szło mimo strasznego skwaru i nieprzyjemnej trasy ciągnącej się wzdłuż ruchliwej drogi. Tymczasem to dopiero 40 km. Przed zawodnikami jeszcze prawie 205 km. Limity na Spartathlonie są nieubłagane dlatego mocno kibicowalysmy Jarkowi. Na punkcie pojawił się po 4 godzinach i 22 minutach biegu. To był dobry czas, zgodny z założeniami. Problem był inny, skurcz stopy, który naszemu biegaczowi raczej się nie przytrafiłal wcześniej. Po chwili oddechu i nawodnieniu Jarek ruszył dalej, a my za nim. Tyle, że my w klimatyzowanym samochodzie, a Jarek w pełnym słońcu i na własnych nogach. Przy każdym kolejnym punkcie Agnieszka, która była oficjalnym wsparciem Jarka, starała się jak tylko mogła. Niestety na 50 kilometrze okazało się, że to buty były głównym winowajcom. Przez około 2 km Jacek biegł w samych skarpetkach, później w drugich butach, niestety stopy były już tak zmasakrowane, że mimo chęci i sił witalnych dalszy bieg nie był możliwy. Po 60 kilometrze nasz Leśnik zakończył swoją przygodę ze Spartathlonem. Był zawiedziony, pokonany nie przez dystans ale przez okoliczności. Mimo tego trasę biegu pokonaliśmy dalej samochodem kibicujac i podziwiając hart ducha zawodników. Bardzo dobrze miał się Andzej Radzikowski, który na około 100 kilometrze zajmował 5 miejsce. Z aktualnych informacji wiemy, że przesunął się na 3 pozycję. My tymczasem podrozowalismy między pięknymi winnicami, górami i dolinami przekonując się jeszcze bardziej, że trasa Spartathlonu jest naprawdę trudna. Aktualnie świętujemy w stylu iście greckim - wino, ser, chleb oraz soczyste winogrona . Czego chcieć więcej?

czwartek, 24 września 2015

W pogoni za pakietem

Po krótkiej nocy ruszyliśmy aby zdobyć pakiet startowy dla naszego Leśnika Jarka. Tak, tak. To nie pomyłka. Właściwie głównym celem wyprawy jest udział Jarka w słynnym Spartathlonie.

Po drodze zasmakowalismy lokalnych obwarzankow. Oprócz, znanych nam z Krakowa, sezamowych można tu spróbować obwarzankow z czekoladą oraz z oliwkami. Obydwie wersje polecamy :-)

W kolejce po pakiet spotkaliśmy polskiego faworyta biegu, który w tamtym roku zajął 3 miejsce. Za Andrzeja trzymamy oczywiście kciuki. Po odprawie naszego Jarka postanowilyśmy potruchtac wybrzeżem. Temperatura dała się we znaki, tak jak i ograniczone zasoby wody. Po przebiegnieciu kilku kilometrów skręciłysmy w miasto i kontynuowalysmy tramwajem ;-) Oszczędzalysmy siły na zwiedzanie Akrolopu. Było warto. W miejscu, które jest kolebką naszej cywilizacji poczulysmy się dobrze. Wspaniale było móc pzechadzac się pomiędzy kolumnami jonskimi, które pamiętają starożytne czasy. Szkoda, że cały Akropol jest w ciągłym remoncie. Gdyby nie to można by zapomnieć przez chwilę o tworach nowoczesności;-)

środa, 23 września 2015

Nocne zwiedzanie

Zaraz po wylądowaniu okazało się, że nasza rezerwacja nie jest już ważna. Darmowe, lotniskowe wifi pozwoliło nam na szybką rezerwację nowego hotelu o podejrzanej jakości ;-)

Jak dotrzeć do centrum? Najtańszym środkiem transportu z lotniska okazał się miejski autobus. Dotarliśmy do naszego lokum o podejrzanej jakości, która to została potwierdzona. Nie był to dla nas jednak problem. Po szybkiej akomodacji wybraliśmy się na night city tour. Wrażenia zostawiam w zdjeciach o marnej jakości, z telefonu komórkowego ;-)

Piknik w chmurach

Nie jestem smakoszem potraw serwowanych w samolotach. Nie sądzę aby ktoś z Was nim był. Mimo wszystko pozytywnie zaskoczył mnie lunch serwowany w Aegean Air. Zważywszy na cenę lotu nie spodziewałam się niczego więcej niż tony reklam i płatnych bułek rodem z Ryanair. A tu taka niespodzianka.

Rozmówki greckie

Wczesnym rankiem wyruszyliśmy do Warszawy. Właściwie pierwszy raz miałam okazję podróżować Polskim Busem i przyznam, że trasa minęła komfortowo.

W stolicy, oczekując na samolot, popijalismy kawę przeglądając rozmówki greckie, które otrzymałam od mojego troskliwego brata. Książeczka jest bardzo stara i dzięki temu urocza w swej prostocie. Czy będzie równie przydatna? Zobaczymy. Póki co potrafię się przywitać."Kalimera":-)

niedziela, 13 września 2015

Pieniny z widokiem na Tatry

Z Pieninami zazwyczaj było tak, że rzadko kiedy było mi tam po drodze. Od wielkiego dzwonu były Trzy Korony i Sokolica. 

Na niedzielne wybieganie dałam się namówić koledze, biegaczowi. Zrezygnowałam z planowanych 30 kilometrów po asfalcie, zresztą ta decyzja przyszła mi bardzo łatwo ;-) Ze Starego Sącza wyjechaliśmy chwilę po 8 rano, żeby po 9 być w Jaworkach. Pewnie godzinę wcześniej oglądalibyśmy piękne mgły u stóp gór, jednak o tej porze były już nad nami. Wystartowaliśmy żółtym szlakiem z Rezerwatu Białej Wody. Na dzień dobry przywitał nas całkiem solidny podbieg. I tak co jakiś czas, aż wybiegliśmy na przyzwoitą wysokość i skręciliśmy w prawo na niebieski szlak ciągnący się wzdłuż granicy polsko-słowackiej. Urozmaicona trasa raz wiodła szeroką drogą z otwartą panoramą by następnie przejść w wąską, skalną ścieżkę usłaną konarami drzew. Wspaniałe widoki z wyłaniającymi się z chmur Tatrami obserwowaliśmy na szczycie Wysoka (1050 m n.p.m.) następnie podążaliśmy dalej szlakiem niebieskim mijając po drodze zejście w kierunku Wąwozu Homole, schronisko pod Durbaszką oraz Wysoki Wierch. Następnie zbiegliśmy żółtym szlakiem do Szlachtowej, a stamtąd do miejsca startu - Jaworek.

Trasa wyniosła około 19 km, okazała się rewelacyjna do biegania. Chyba najbardziej zmęczyły nas ostatnie 3 kilometry po asfalcie ze Szlachtowej do Jaworek ;-)