Ostatniego dnia pobytu nad Gardą wybraliśmy się na
najdłuższa ferratę dell’Amicizia osiągalną bezpośrednio z miasta Riva Del Garda. Dzień był gorący, dojście pod „żelazną drogę”
z kampingu zajęło nam ponad dwie godziny. Później wędrowało się już częściej w cieniu, przyjemnie, z pięknymi widokami na miasto, jezioro i wysokie, ośnieżone
jeszcze szczyty w oddali. Trasa była bardzo różnorodna, momentami stroma,
między skałami, za chwilkę zmieniała się w łagodną ścieżką bez konieczności
wpinania się. Największą atrakcją były drabinki, których było tu bardzo dużo.
Najdłuższa miała około 70 metrów długości i pięła się pionowo w górę ściany
skały. Odwracałam wzrok co jakiś czas. Było pięknie i strasznie na zmianę.
Najmniej ciekawe było zejście do miasta. Żmudne i nudne zajęło nam niecałe
dwie godziny. W nagrodę wybraliśmy się do naszej ulubionej lodziarni w Riva del
Garda :)
Dalej czekał nas już tylko ciężki wieczór. Mimo zmęczenia
planowaliśmy dotrzeć tego samego dnia do Aosty znajdującej się ponad trzysta
kilometrów stąd. Przed wyjazdem chcieliśmy „nakarmić” samochód. Automatyczne
stacje we Włoszech to nie jest to co tygryski lubią najbardziej. Nasze
przeczucia potwierdziły się gdy automat nie chciał przyjmować kart, a następnie
zjadł nam 20 euro wypluwając tylko blankiet z nic nam niemówiącą treścią. Nie
pomogli „lokalesi”, z którymi dogadywaliśmy się na migi. Trudno, stary są
zawsze. Ruszamy w dalszą drogę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz