piątek, 26 maja 2017

Łódź, nie Łódź

Mieszkam w mieście ale czy lubię miasta? Nie wiem. Bywa, że tak. Za dynamizm, różnorodność. Do Łodzi trafiłam ze względów praktycznych. Chciałam odwiedzić Sebastia oraz mieć trochę bliżej do Poznania gdzie musiałam się stawić w sobotę rano.

Z dnia na dzień zarezerwowałam nocleg więc wyboru nie miałam dużego. Głównie ze względu na lokalizację wybrałam Green Hostel 24. Jak sama nazwa wskazuje, był to błąd 😂 Hostel miał co prawda zieloną elewację, jednak na tym kończyły się skojarzenia z nazwą. Na recepcji zastałam kłócąca się parę. Wytatuowany mężczyzna był bez koszulki i dosyć obraźliwe zwracał się do swojej, jak się później dowiedziałam, żony. Na szczęście chwilę po moim ​przyjściu ulotnili się. Powitał mnie starszy pan, który okazał się nazbyt gadatliwy. Gadał na tyle dużo i od rzeczy, że szybko ulotniłam się do pokoju. Klatka schodowa nie wygląda obiecująco, miałam jednak nadzieję, że pokój z wanną będzie trochę lepszy. No cóż, był nawet czysty i przestronny ale bordowe ściany, lustra przy łóżku, lampki świecące na czerwono oraz trącące myszką firanki w połączeniu z wanną sugerowały, że przeznaczenie lokalu mogło być kiedyś zgoła inne. Atmosfera miejsca nie zachęcała do dłuższego przesiadywania. Chwilę po przyjściu Sebastiana postanowiliśmy wyjść na miasto. Oczywiście po drodze zagadał nas recepcjonista. Daruję Wam szczegółów tej rozmowy 😉

Mimo kiepskiego noclegu nie straciliśmy pozytywnego nastawienia na wieczór w Łodzi. Pogoda była sprzyjająca więc ruszyliśmy spacerowym krokiem. Niedaleko od hostelu, przy Piotrkowskiej 3 znajduje się wyjątkowe miejsce, aleja Róż, która błyszczy i mieni się na odległość. Ściany kamienic udekorowane są mozaiką ze szkła, tworząc kwieciste, różane wzory i czyniąc to przejście wyjątkowym. Stamtąd przeszliśmy przez dumnie prezentujące się rondo z pomnikiem Kościuszki na środku, następnie​ przyjemnym miejskim parkiem by dotrzeć do łódzkiej manufaktury. Świątynia konsumpcji, wydawać by się mogło, jak w każdym większym mieście. Było jednak coś fajnego w tym miejscu, może trochę większy spokój, duża przestrzeń, spójna architektura. Do tego, w ramach ciekawostki powiem, że znajdowały się tam również ścianka wspinaczkowa oraz tyrolka poprowadzona przez środek głównego placu. Jedyne co denerwowało to wielki telebim, który w nocy zupełnie oślepiał. 






Postanowiliśmy coś zjeść. Wybór knajpek i restauracji był całkiem spory, mimo tego nie mogliśmy się zdecydować. W końcu nieśmiało weszliśmy do rustykalnie przystrojonej restauracji żydowskiej Anatewka. Przywitała nas żwawa i uśmiechnięta kelnerka. Nazwy co niektórych potraw brzmiały bardzo nietypowo. Zdecydowaliśmy się na danie Izaaka oraz szakszukę z kozim serem. Całość dopełniliśmy pysznym białym winem. Bardzo nam przypadły do gustu te potrawy. Sprytna kelnerka poczęstowała nas dodatkowo nalewką z pigwy, dzięki czemu nabraliśmy ochoty na deser. Nie żałowaliśmy, sernik był pyszny 😉 Po takiej kolacji Green Hostel 24 nie wydawał się już taki straszny. Uraczeni winem i nalewką szybko zasnęliśmy.

Śniadanie​ było w cenie noclegu. Nie byliśmy przekonani czy chcemy skorzystać z tej oferty. Tym większe było nasze zaskoczenie gdy okazało się, że śniadanie serwują w bardzo czystym i schludnym miejscu obok głównego wejścia do hostelu, stół był całkiem przyzwoicie zastawiony, a miły Pan pytał czy wolimy jajecznicę na masełku czy może parówki. Do tego kawa była parzona, a nie rozpuszczalna! Byliśmy zaskoczeni tym kontrastem pomiędzy noclegiem i śniadaniem.

Popołudniu wybrałam się na spacer Piotrkowską. Nie było ​tłoczno ani też pusto, tak w sam raz. Pozytywnie zaskoczyła mnie mnogość sklepów autorskich. Mało było sieciowych marek dzięki czemu poczułam, że faktycznie nie jestem ani w Krakowie, ani we Wrocławiu tylko właśnie w Łodzi. Bardzo spodobały mi się murale, które licznie zdobiły ściany kamienic. Łódź ma też swoje hipsterskie oblicze - off Piotrkowska gdzie zaprosił mnie znajomy. Całkiem przyjemne miejsce z różnorodną ofertą gastronomiczną.


Niestety nie mieliśmy okazji zostać w Łodzi dłużej. Wcześnie rano wyjeżdżam do Poznania. Niedosyt na pewno pozostał. Miasto dynamicznie się zmienia i rozwija. Widać też sporo skrajności, biedę, alkoholizm, bezdomność​ tuż za rogiem odnowionych ulic głównych. Czy to charakterystyka Łodzi? Nie, to charakterystyka Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz