Nad ranem dotarła do nas druga część ekipy. Zaparkowaliśmy
samochody przy Le Pont, przepakowaliśmy niezbędne rzeczy i ruszyliśmy szlakiem
w kierunku schroniska Rifugio Vittorio Emanuele II. W lecie dojście tam zajmuje
około 2 godziny. Z początkiem maja, po jakiejś godzinie musieliśmy już zakładać
raki bo zaczęło się robić naprawdę ślisko.
Minęliśmy grupę narciarzy
skitourowych. Z nartami na plecach poruszali się zdecydowanie wolniej,
przegonili nas po założeniu nart, jednak jedna kobieta z ich grupy nie miała
szczęścia, wywróciła się na nartach i zsunęła po śniegu. Wyglądało to
niegroźnie jednak w schronisku dowiedzieliśmy się, że wezwali pomoc i dziewczyna
musiała zakończyć swoją wyprawę.
Pogodę mieliśmy wymarzoną. Piękne widoki,
błękitne niebo, natomiast szło się ciężko, słońce grzało mocno i szybko zrobiło
się nam gorąco. Dwie godziny do schroniska to było marzenie ;) Trasa zajęła nam
prawie cztery godziny. Pod koniec drogi pogoda zaczęła się zmieniać, zrobiło
się pochmurno, trochę kropiło, a na dodatek coraz bardziej zapadaliśmy się w
śniegu. Jakież było nasze szczęście gdy na horyzoncie pojawiło się schronisko
:) Betonowo-blaszane, z wyglądu nie przypominało znanych nam z Polski,
drewnianych domów. Trudno się dziwić, musiało być odporne na niesprzyjające
warunki. W środku było natomiast bardzo przyjaźnie i swojsko. Sporo ludzi,
świetna włoska kuchnia, suszarnia dostępna dla wszystkich, a nawet prysznic z
ciepłą wodą za jedyne 2 eur :) Pozytywnie zaskoczyły nasz również noclegi.
Zamówiliśmy miejsca na podłodze 10 EUR, tymczasem dostaliśmy nocleg na poddaszu
z materacem i nawet kocem, choć ja
wolałam mój ulubiony śpiwór ;)
Mięliśmy sporo czasu popołudniu, zdążyliśmy więc przygotować plecaki i sprzęt na wyjście. O 21 byliśmy już w "łóżkach" no ale jak tu zasnąć o tej porze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz