Nie zakładaliśmy, że przekroczenie granicy gruzinsko-rosyjskiej będzie łatwe i nie było. Granica między tymi Państwami jest tylko jedna, wiedzie wąską doliną między górami Kaukazu. Bywa czasem, że granica jest nieczynna ze względu na nieprzejezdnosc. Widząc wzburzone fale płynącej wzdłuż granicy rzeki, zupełnie mnie to nie dziwiło.
O ile granicę gruzinska można było przejść pieszo, o tyle rosyjską już nie. Dzięki pomocy Gruzina, który podwozil nas do granicy, po przejściu granicy gruzińskiej czekał na nas kierowca autobusu, z którym ruszyliśmy w stronę granicy rosyjskiej. Przed granicą czekaliśmy 2 godziny, miały nas samochody osobowe, aż celnik łaskawie zdecydował się nas puścić dalej. Później kolejne pół godziny czekania do kontroli paszportów. Jako pierwsza podeszłam do okienka, porozumiewalam się z celnikiem mieszanką angielsko - polsko - rosyjską. Jakie było moje zaskoczenie kiedy celnik nie wydał mi paszportu i poprosił o powrót na koniec kolejki. Pozostałe osoby z ekipy czekał ten sam los. Następnie kolejne 10 minut czekania w pustej poczekalni, aż zza drzwi wyszło dwóch celników. Wyglądało to troszkę jak przesłuchanie, wygląda na to, że zastanawiali się jak dotarliśmy z Poski do Rosji ta granicą. Pytali co robimy itp. Właściwie po haśle Magdy, że jesteśmy studentami, reszty już nie pytali. Oddali nam paszporty, otworzyli drzwi do granicy i mogliśmy jechać dalej;-) Nie pytajcie po co to przesłuchanie, być może to standardowa procedura dla '' tego typu", rzadko spotykanych tu obcokrajowców ;-) Samo przejście, jak i widoki okolicy skojarzyły nam się z dzikim zachodem :-) tyle, że jesteś na wschodzie. Witaj wild, wild west:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz