sobota, 30 lipca 2016
Granica - powtórka z rozrywki
piątek, 29 lipca 2016
Jak to się stało, że wyszłam na Elbrus?
czwartek, 28 lipca 2016
Nocleg w chmurach
Po kolejnych godzinach jazdy dotarliśmy do Terskola, miejscowości leżącej u stóp Elbrusa. Chaos informacyjny jest tu spory, ciężko było dowiedzieć się jak dojechać na kemping, a było ich tam co najmniej kilka.
Ostatecznie po rejestracji naszego planu wyjścia na szczyt znaleźliśmy kameralny kemping usytuowany między drzewami, z widokiem na góry i lodowce Kaukazu. Byliśmy już na wysokości ponad 2000 mnpm. Fajnie było spędzić noc w ciepłym spiworze, a nie w kolejnym samochodzie lub autobusie.
Rano zjedliśmy dobre śniadanie, zostawiliśmy depozyt i udaliśmy się w stronę wyciągu. Aktualnie wychodzenie na Elbrus z poziomu Terskola jest niedosc, że mega męczące to bardzo uciążliwe ze względu na prace budowlane, które cały czas tam się dzieją. Połączenie ludzkiego industrialu, dodajmy, w wydaniu rosyjskim z kosmicznym pejzażem powulkanicznych skał czyni z tego obszaru obcą przestrzeń. Kupiliśmy bilet z wyjazdem na najwyższą stację w obie strony (koszt 1300 rubli). Z każdą kolejną przesiadką robiło się coraz chłodniej, szybko jednak się rozgrzalismy gdy tylko ruszyliśmy już na nogach pod górę z całym ekwipunkiem na plecach. Pokonanie zaledwie 240 metrów przewyższenia na tej wysokości zajęło nam 2 godziny... Zatrzymaliśmy się na wysokości około 4090 m npm. Śniegu nie było dużo, plac ba którym się rozbijalismy był już ubity przez wcześniejszych turystów. Ja na rozbijaniu namiotu, szczególnie zimą, się nie znam, przyznaję od razu, więc byłam tylko asystentka Sebastiana. Kopalam rowki w śniegu czekanem i przynosilam kamienie do oblożenia fartuchow śnieżnych, żeby nam namiot nie odleciał :-) Po jakiejś półtorej godziny mieliśmy swój dom w chmurach:-) Generalnie najbliższy wieczór, noc i dzień miały być czasem 'nic nie robienia' i aklimatyzacji. W nocy strasznie wiało, nie mogłam spać, w ciepłym śpiworku wydawało mi się, że na zewnątrz musi być strasznie zimno. Ponieważ potrzeba wzywała, musiałam jednak wyjść z namiotu. Okazało się, że wiatr jest bardzo ciepły a niebo niesamowicie gwieździste. Warto było wyjść na te chwilę.
Poranek w chmurach był niesamowity. Śniadanie z widokiem na Elbrus w górze oraz poniższe szczyty i dolinę we mgle:-)
W drodze
Od ponad 24 godzin jesteśmy w drodze. Właściwie do tej pory prawie wszystko nam sprzyjało. Pomimo opóźnionego lotu do Kijowa, zdążyliśmy na przesiadke do Kutaisi. Na lotnisku w Gruzji czekał na nas transport, który wcześniej zamawialismy. Około 1:30 w nocy wyruszylismy vanem w kierunku Stepancmindy. Ponad 6 godzin w ciasnym vanie, po krętych gruzinskich drogach nie ulatwialo podróży. Nasz kierowca początkowo nie budził zaufania. Po pewnym czasie jego nastawienie i nasze odczucia się zmieniły. Dogadywalismy się mieszanką pojedynczych rosyjskich slowek i polskiego. Na sam koniec nasz kierowca okazał się bardzo pomocny, zorganizował nam transport pod granicę gruzinsko-rosyjska, dostaliśmy również od niego swojskie wino. Jak smakuje? Miejmy nadzieję, że przekonamy się wieczorem ;-)
Przed granicą musieliśmy wysiąść. Tam zaczął się mały kabaret, ponieważ nie zrozumieliśmy dobrze kierowcy i zaczęliśmy szukać samochodów, z którymi moglibyśmy przejechać do Rosji. Nikt jednak nie chciał nas wziąć. Nie rozumielismy dlaczego, a byliśmy umówieni z kierowcą autobusu, że po przejściu kontroli gruzińskiej pojedziemy dalej z nim. Okazało się że wszyscy pasażerowie przechodzą kontrolę gruzinska pieszo i my też tak powinniśmy :-) Po drugiej stronie wsiedliśmy do autobusu, choć i tu nie obyło się bez niejasnych sygnałów i polslowek, tak jakby ten proceder nie był czymś dopuszczalnym. Aktualnie czekamy przed granicą rosyjską. Czekamy i czekamy, nie ma tu reguły, na razie minęło nas kilkadziesiąt samochodów osobowych, a nasz autobus ciągle czeka.
Wild, wild east
Nie zakładaliśmy, że przekroczenie granicy gruzinsko-rosyjskiej będzie łatwe i nie było. Granica między tymi Państwami jest tylko jedna, wiedzie wąską doliną między górami Kaukazu. Bywa czasem, że granica jest nieczynna ze względu na nieprzejezdnosc. Widząc wzburzone fale płynącej wzdłuż granicy rzeki, zupełnie mnie to nie dziwiło.
O ile granicę gruzinska można było przejść pieszo, o tyle rosyjską już nie. Dzięki pomocy Gruzina, który podwozil nas do granicy, po przejściu granicy gruzińskiej czekał na nas kierowca autobusu, z którym ruszyliśmy w stronę granicy rosyjskiej. Przed granicą czekaliśmy 2 godziny, miały nas samochody osobowe, aż celnik łaskawie zdecydował się nas puścić dalej. Później kolejne pół godziny czekania do kontroli paszportów. Jako pierwsza podeszłam do okienka, porozumiewalam się z celnikiem mieszanką angielsko - polsko - rosyjską. Jakie było moje zaskoczenie kiedy celnik nie wydał mi paszportu i poprosił o powrót na koniec kolejki. Pozostałe osoby z ekipy czekał ten sam los. Następnie kolejne 10 minut czekania w pustej poczekalni, aż zza drzwi wyszło dwóch celników. Wyglądało to troszkę jak przesłuchanie, wygląda na to, że zastanawiali się jak dotarliśmy z Poski do Rosji ta granicą. Pytali co robimy itp. Właściwie po haśle Magdy, że jesteśmy studentami, reszty już nie pytali. Oddali nam paszporty, otworzyli drzwi do granicy i mogliśmy jechać dalej;-) Nie pytajcie po co to przesłuchanie, być może to standardowa procedura dla '' tego typu", rzadko spotykanych tu obcokrajowców ;-) Samo przejście, jak i widoki okolicy skojarzyły nam się z dzikim zachodem :-) tyle, że jesteś na wschodzie. Witaj wild, wild west:-)
piątek, 22 lipca 2016
W oczekiwaniu na...
Pakowanie dostarczyło nam sporo stresu i zmęczenia. O drugiej w nocy byliśmy wreszcie gotowi żeby położyć się spać. Emocje przed wyjazdem nie ułatwiają jednak zadania;-) Na szczęście pociąg mieliśmy o przyzwoitej godzinie 9:46. Aktualnie czekamy na kolejkę na lotnisko. Miejmy nadzieję, że wagi na lotnisku będą łaskawie dla naszych bagaży :-)